Jeśli na dworze jest odwilż, to nie idzie się na długi spacer w zamszowych kozakach, ponieważ grozi to absolutnym przemoczeniem nóg. Obydwu na domiar.
Ponadto w obliczu perypetii zdrowotnych na tle migrenowym postanowiłam oczyszczać organizm z toksyn, które podobno w sobie noszę. Zdobyłam drogą pożyczki stosowną ku temu literaturę: Prosta droga do zdrowia, Wytrwać w zdrowiu, Czy można żyć 150 lat?
We wszystkich na dzień dobry zalecają le-wa-ty-wę a później marchwiankę cały boży tydzień. O ile punkt pierwszy zignorowałam, tak zupy marchwiowej sobie naważyłam i po spożyciu jednej porcji ochoczo ją komuś odstąpię. Bez soli i innych przypraw smakuje jak woda po wymoczonym mopie. Wygląda podobnież.
Kontynuując jednak dobrą passę kulinarną, dziś na obiad ryba duszona we warzywach. Tym razem z odrobiną soli. Pachnie zacnie.
A, i wodę piję. Niegazowaną. Cisowiankę na przemian z Dobrowianką. Choć A. poleca Kingę Pienińską, ale nie wiem czy jej ufać, bo ona pije wszystkie wody i gotowa o pół nocy pójść do żabki celem zakupu kolejnej.
Przez weekend muszę przeczytać 1 książkę (w zasadzie to dokończyć), obejrzeć 3 filmy, przesłuchać 1 płytę. Ali Janosz. Słuchał kto? Vintage.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za chwile, jakie Wam kradnę.
za słowa, zadumę i niekontrolowane wybuchy śmiechu.
za wrażliwość.
ps. moderowanie komentarzy włączyłam nie po to, by je przesiewać, tylko dla własnej wygody. dzięki temu wiem, kto zostawia swój ślad w postach starszych niż 3 dni. reszta to żywioł ;>