Ja sama w nie swoim domu, w swoim stroju kąpielowym. Wtem dzwonek do drzwi. Zwykle nie otwieram, ale akurat dziś JeszczeNieMąż przywlókł ze skrzynki garść listów i innych monitów pocztowych, prosząc, by listonosza wpuścić. Pospiesznie zakładam bawełnianą koszulkę w rozmiarze XL i gnam do drzwi, a za nimi przystojny, elegancki facet w stalowym garniturze (na dworze 30 w cieniu!), starannie ułożona fryzura, czarna teczka w ręku. Stoję jak wryta, pan stoi i pachnie. Intensywnie pachnie. Wtem przed nim wyrasta myszkowata pannica w szaro-burej garsonce i w raj-sto-pach, czarna torebka, czarny kry-ty but (na dworze 30 w cieniu!), kok i do mnie w te słowa:
- cześć (uśmiecha się przyjaźnie i wyciąga zapewne spoconą dłoń w moim kierunku), my tak chodzimy od drzwi do drzwi i omawiamy Słowo Boże, zastanawiąjąc się wspólnie z mieszkańcami nad życiem wiecznym.
Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale zamiast powiedzieć coś w stylu: dziękuję, nie jestem zainteresowana, albo wyznaję inną wiarę, albo życzę miłego dnia i trzasnąć drzwiami, to ja palnęłam:
- przepraszam, ale ja tu nie mieszkam.
Przemówił pan:
- mieszkamy wszędzie, gdzie mieszka Bóg.
Na co ja, jak półgłówek, w rozciągniętej koszulce w dodatku:
- ale ja naprawdę w gościach jestem. - I po chwili: - a poza tym nie ma właścicieli.
Zamknęłam drzwi. Dla pewności przekręcając zamek dwa razy.
Czy asertywności można nauczyć się tak jak tabliczki mnożenia?
Na wyrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za chwile, jakie Wam kradnę.
za słowa, zadumę i niekontrolowane wybuchy śmiechu.
za wrażliwość.
ps. moderowanie komentarzy włączyłam nie po to, by je przesiewać, tylko dla własnej wygody. dzięki temu wiem, kto zostawia swój ślad w postach starszych niż 3 dni. reszta to żywioł ;>